*
Wyjazd do Izraela napatoczył się ni z tego, ni z owego. Ot, ułańska fantazja, znajomi jadą, to czemu nie ja…Było trochę strachu, przecież Syria tak blisko, jeszcze ten Trampek chlapnął jęzorem, przez co się zrobiło gorąco w środku grudnia. Ale co tam, wszyscy jakoś wracają w stanie nienaruszonym, może więc i nam się uda. Co by nie powiedzieć, to udało się również nam , wszystko poszło gładko, wróciliśmy cali, a też i parę refleksji się nasunęło.
Jeruzalem, och Jeruzalem, cóżeś Ty światu uczyniło !! Tak mógłby brzmieć wpis zatwardziałej ateistki, która zobaczyła „na własne oczy” nieprawdopodobną wręcz religijność ludzką w pełnej okazałości. To, co ujrzałam przy Westernwall zadziwiło mnie i zdumiało naraz. Chasydzkie sztrajmle i jarmułki, białe rajstopki i faceci w czerni, kapelusze i chałaty, kobiety zaś w spódnicach midi lub maxi, peruki i chusteczki, wszyscy odświętni, wszyscy zaaferowani. Zbiegają ze schodów, trzymając za rękę dzieci, w męskiej części pejsate. Kobiety poważne, skupione, mężczyźni również. Potem, już przy ścianie, kobiety na prawo, mężczyźni po lewo, oddzieleni wysokim płotem. Śpiewają, głośno tańcząc w kółku, panny na wydaniu a po drugiej stronie młodzieńcy gotowi do ożenku. Młodzież spontaniczna. Starsi modlą się, kiwając się w charakterystyczny sposób – kobiety mniej, bardziej stonowane. Mężczyźni w ekstazie. Głośno wykrzykują, czytają, kiwają się, kobietom wstęp wzbroniony na ich męskie rozmowy z Jahwe. Można patrzeć z góry, ale to nie to samo. Moja męska połowa potwierdza – ekstaza religijna w pełnej krasie już tam na miejscu – nie da się opowiedzieć, trzeba być wśród nich, poczuć. Słońce zachodzi na złoto, biały piaskowiec czy inny naturalny kamień, którym obłożone są budynki i aleje – jaśnieje, dając odświętny wyraz tej scenie. W górze różowią się chmurki, i chyba to nie jest nawet odświętny klimat, a coś więcej. Trochę zaczyna mi się kręcić w głowie, czuję się jak dziecko, kiedy patrzy na zamieszanie wśród dorosłych i nie rozumie tego, co się dzieje. A dzieje się naprawdę wiele, bo i turyści z aparatami tłoczą się na schodach przy zejściu do Bramy Gnojnej, kontrole przy wejściu od strony arabskiej, ludzie z karabinami, jakiś młodzieniec opierdziela kobietę za robienie zdjęć, pod ogrodzeniem z kolei żydowska rodzina wielopokoleniowa już biesiaduje na prowizorycznie rozstawionym stole, przy papierowych nakryciach.
Jerozolimo , co Ty takiego w sobie masz, że i mi się zdawało przez chwilę, że jestem Żydówką. Zdawało mi się, że już tu kiedyś byłam, że znam dobrze te miejsca, że chodziłam uliczkami tego kamiennego miasta, kiedyś dawno, może w innym życiu. Czy to wina makatki, która w rodzinnym domu wisiała nad moim łóżkiem, a na niej wielbłądy i zarys miasta podobnego do ciebie? Godzinami lubiłam wpatrywać się w nią, rojąc sobie przy okazji różne wizje. A może wina słuchania biblijnych historii w kościele? Być może to wszystko prawda, jak i to, że może to wina Cejrowskiego.
Nie wiem dlaczego, ale jakieś wrażenie odwiecznego czegoś mi się przyplątało. Czegoś równie świeżego i wzniosłego, jak u nas poranek wielkanocny, kiedy jeszcze pacholęciem byłam. Tylko że tam odbywa się to w każdy piątek. Z takim samym żarem.
Nie żebym miała coś do żaru katolików naszych rodzimych, o nie! Jeszcze jedną rzecz zrozumiałam, tam w Jerozolimie, mieście ludzi owładniętych wiarą. Ateizm jest bez szans. Stwierdzam to może trochę z nostalgią, trochę z żalem, ale i ze zrozumieniem. Już nie dziwię się, że ludzie potrzebują wierzyć. Bez względu na powody, ta potrzeba jest tak mocno zakorzeniona, że nie sposób jej nie doceniać.
Widziałam też prawosławnych płaczących pod Bazyliką Grobu Pańskiego, ludzi leżących na kamieniu ostatniego namaszczenia. Nieważne, że pochodzi z osiemnastego wieku. Ludzi wchodzących do groty narodzenia w Betlejem, i robiących sobie selfie z ręką w dziurze. Ludzi wkładających rękę do dziury, gdzie można dotknąć skały, pod którą leży Adam, pierwszy człowiek, a w którą krzyż Jezusa był wbity. Podobno. Widziałam mnóstwo zapłakanych twarzy, zasmuconych, przeżywających, zasępionych, refleksyjnych, poddenerwowanych. Zupełnie inaczej niż pod Ścianą Płaczu. Zdaje że chrześcijaństwo nabrało dość martyrologicznego charakteru. W zderzeniu z judaizmem wydaje się być religią cierpienia, tak mało w niej radości.
Największe „wrażenie” zrobiło na mnie jednak nie Stare Miasto, a muzeum Holokaustu. Tam historia zatoczyła koło, a żydowska diaspora znalazła uzasadnienie, by powrócić do tego miasta, chyba już na zawsze. Wiem, Palestyna, i ludzie żyjący tam od dawien, nie da się pogodzić tych dwóch spraw, zawsze będą argumenty po obu stronach konfliktu. Ale chyba nie można Żydom odmówić ich własnej spuścizny i wkładu. To jest też ich ojczyzna.