*
Nie rozumiem czasem swojego zachowania. Serio. Zdarzyło się, że w sklepie pani ekspedientka o oczach harpii, a trzeba dodać, że był to sklep rybny, nie byle jaki, bowiem występował pod szyldem „Delikatesy rybne” oraz mieścił się w „nówka – nieśmiganym” centrum, jęła wypytywać się z politowaniem, czegóż mi trzeba.
Wszystko przebiegało dość gładko, mimo że pani miała zapędy wielkościowe, chcąc upchnąć mi największe okazy, jakie były w jej posiadaniu. Grzecznie więc zwróciłam uwagę, że ten nie bo za duży, a u mnie w domu to tylko ja jem (w domyśle ryby). W tym momencie nastąpiło rozluźnienie, pani harpie oczy się zaśmiały, a na twarzyczce pojawił się grymas, chyba uśmiechu.
Byłam nawet z siebie dumna, że nie dałam się podejść, czujna że ho ho. W tak zwanym międzyczasie pani zapakowała mi do foliowej siatki, mimo że wyjęłam swoją. Ale naprawdę nic to, przecież można przepakować. Zdążyła nawet nadmienić, że jak z siatką, to musi doliczyć 35 groszy. Więc znowu zadowolona, bo nie dość, że oszczędzone 35 groszy, to przecież ekologicznie.
No i przyszło do płacenia. Pani rzuciła kwotę 36,75 zł a ja podałam stówę. Pani wsypuje drobne do mej dłoni oraz podaje banknot 50-złotowy. Krótki rzut spojrzenia, wręcz rutynowy. Patrzę a tam za mało o około 3,00 zł.
Moja dłoń zawisła na ułamek sekundy, jakby nie dowierzając, a potem jak gdyby nigdy nic, wrzuciła do portfela resztę, buzia wydała grzeczne dźwięki, coś na kształt „dziękuję”, podczas gdy umysł cały czas bił się z myślami.
Wychodząc ciągle to robił, a stojąc na parkingu chciał nawet wrócić, ale gdzież tu sens, przecież trzeba było od razu….Przeklęłam w końcu siarczyście, nie wiedząc na kogo jestem bardziej zła, na nią czy na siebie…i odjechałam. Nadal nie mogę zrozumieć – dlaczego tak?!