Oto i nowa kategoria pod znamiennym tytułem : Duchowe życie zwierząt. Brzmi znajomo, bo to tytuł książki Petera Wohllebena, którą przyniósł mi mikołaj. Już się cieszę na tę lekturę, choć po prawdzie wolałabym dostać jego „Sekretne życie drzew”, ale nic straconego, może sama nabędę drogą kupna tę pozycję. Niestety, wolę rośliny i przedkładam je nad obecność zwierząt w moim życiu, co wynika zapewne z wyniesionych z domu rodzinnego wzorców, ale duchowość zwierząt również mnie fascynuje i to właśnie nie z powodu osobistego sentymentu do ich przedstawicieli, a z bardziej ogólnej przyczyny. Mianowicie, należę do tej grupy ludzi, którzy uważają, że zwierzęta to nie są małe przyrodnicze mechanizmy, jak uważał Kartezjusz, a istoty czujące. I obojętnie jak zdefiniujemy owo „czucie”, to już samo przyznanie im takiego statusu, wskazuje na obowiązek empatii wobec nich. Czy ktokolwiek odczuwa empatię w stosunku do na przykład kamienia, albo góry? Nie spotkałam się, przyznaję. To może do roślin? Ja podnoszę pierwsza rękę, bo nie mogę ścierpieć kiedy roślina schnie, wewnętrzny imperatyw każe mi ją podlać. Kocham rośliny miłością bezinteresowną, nie oczekując wzajemności. Mimo to odwzajemniają się czasem, rosnąc sobie bujnie i sycąc moje oczy. Ale zwierzęta to całkiem inna inszość – one mają układ nerwowy (nie mówię o bakteriach), odczuwają strach, ból ale też radość. Można powiedzieć, że to nasi ewolucyjni bracia mniejsi. Dlatego poniższe obrazy są próbą oswojenia ich zwierzęcości, postawienia ich figur w takim kontekście, w jakim stawia się figurę ludzką. Czy to próba udana? Nie wiem, pozostawiam do oceny…….